W tytule są „skrzynki”, ale zacznę od prawdziwej skrzyni: mojej skrzyni posażnej. Moja mama miała ambicję, aby córkę w takową wyposażyć. W wigilię ślubu doszło do wielkiego otwarcia, a w środku obrusy, naczynia, jednotomowe wydanie Winnetou… Dzisiaj skrzynia mieści zgoła inną zawartość i wita nas na wejściu do mieszkania, stanowiąc także dobre siedzisko do zdejmowania/wkładania butów.
Druga skrzynia, a właściwie kufer, to z kolei jeden z ostatnich nabytków (tym razem okazja na allegro). Stary, nadgryziony zębem czasu, ale duży i pojemny, drzewiej musiał pełnić rolę kufra podróżnego. Dziś magazynuje nasze domowe, rzadko używane gabaryty, zajmując poczesne miejsce w sypialni.
Lecz są także skrzynki zgoła niedomowe, przynajmniej w pierwotnym swym przeznaczeniu, ale jeśli drewniane – cóż stoi na przeszkodzie, by je udomowić? Weźmy skrzynkę na warzywa z bazaru. Byle była w miarę nowa, czysta i żółciutka. Pełni teraz funkcję skrzyni na zabawki – po uprzednim pobejcowaniu, w paski oczywiście. Podklejona na rogach filcem, żeby nie rysować podłogi.
Inna wersja to dokręcenie kółek i doczepienie liny: początkowo służyła do wożenia dzieci w kółko po domu, po pierwszej fali euforii też stała się zabawkowym magazynem.
Skrzynka po winie stała się półeczką na płyty CD.
Podobnie skrzyneczka po mydle, której historię opisałam tutaj.
Jeszcze jedna, trafiła do nas poniekąd przypadkiem – przy okazji odbierania u pewnej pani wylicytowanego na allegro stolika (jak go doprowadzimy do porządku, to się pochwalę). Jest to skrzynka po amunicji. Dodaliśmy uchwyt, nabiliśmy gwoździków i służy teraz jako szafka na klucze.